Syndrom pustego gniazda

No i stało się. Dzieci skończyły studia, znalazły pracę i opuściły rodzinny dom. Zostaliśmy sami – niby nareszcie wolni, a jakoś trudno się z tego cieszyć. Dlaczego?


Coraz bardziej wydłuża się moment usamodzielniania się młodych ludzi. Idziemy za przykładem włoskich rodzin, w których zwłaszcza synowie są uzależnieni zarówno fizycznie jak i emocjonalnie od rodziny, a głównie od matki – będącej wzorem i niedoścignionym ideałem dla włoskich partnerek i żon.

Trudna sytuacja absolwentów uczelni, dla których nie ma pracy po studiach, częściowo usprawiedliwia rodzinną pępowinę. Jednak w wielu przypadkach to matki nie pozwalają dorosłym dzieciom na opuszczenie gniazda. Powodowane strachem o całkowitą niezależność synów czy córek, a także lękiem o powstałą po ich odejściu samotność, dokładają starań, aby dorosły już człowiek nadal mieszkał i żył pod opiekuńczymi skrzydłami rodziców. Darmowy wikt i opierunek kuszą. Ceną jest natomiast brak poczucia wolności i odpowiedzialności za własne życie.

Śmiałkowie, którzy doświadczyli opuszczenia rodzinnego domu, rzadko jednak tego faktu żałują, w przeciwieństwie do ich matek.


„Nie ruszaj, przecież to pokój dziecka!”

48-letnia Maria, której syn pół roku temu przeprowadził się do własnego mieszkania, nie odnajduje się w pustym – jak mówi – domu. Chociaż zaznaczmy, że nie jest osobą samotną. Wspomina, jak planowali z mężem, że gdy syn odejdzie w końcu na swoje, oni przebudują nieduże mieszkanie. Od dawna marzyli o samodzielnej sypialni, która nie byłaby jednocześnie jadalnią i salonem telewizyjnym. Tymczasem od momentu wyprowadzki Marka minęło już dobrych kilka miesięcy, a w jego dawnym pokoju nadal nic nie uległo zmianie. Maria otwarcie przyznaje, że nie ma serca do przebudowy miejsca, w którym jej syn dorastał. Mąż już kilka razy proponował, aby w końcu zajęli się planowanym remontem, ale widząc brak reakcji żony, rezygnował.


Brak celu i sensu

Od wyprowadzki syna Maria straciła radość życia. Pozornie wszystko wygląda jak dawniej – oboje z mężem chodzą do pracy, robią zakupy, ona sprząta i gotuje. Tylko, że coraz częściej zastanawia się nad sensem tego, co robi. Jeszcze tak niedawno jej celem była Marka edukacja i obserwacja pasji, które rozwijał. Teraz pozostało jej czekanie na dziecko, które w ferworze codziennych obowiązków nie zawsze ma czas, aby odwiedzić rodziców. – A ja nadal gotuję na trzy osoby. Inaczej nie umiem, poza tym ciągle mam nadzieję, że Marek wpadnie znienacka, bo przecież nie musi się u nas zapowiadać, że będzie głodny, że go nakarmię...

Maria czuje żal. Za młodością, która nieuchronnie odeszła wraz z wyprowadzką syna, za macierzyństwem, które naznaczone było poświęceniem w imię dobra dziecka, za wszystkimi działaniami, których wykonywanie teraz wydaje się niepotrzebne i jałowe.

Bardzo często się tak dzieje, że kobiety po odejściu dzieci z rodzinnego domu, odczuwają wielką pustkę, porównywalną ze stratą najbliższej osoby. I chociaż mają świadomość, że opuszczenie gniazda jest nieuchronną kolejnością rzeczy, to trudno im przestawić się na życie tylko dla siebie.


Akceptacja drogą do zmiany

Co może pomóc? Przede wszystkim opłakanie straty, bo dopiero wtedy możliwa staje się akceptacja zmiany. A gdy już nadejdzie, nie czekajmy, aż w naszym życiu pojawią się wnuki, tylko pomyślmy o sobie. Przecież kiedyś byłyśmy dla siebie ważne. Miałyśmy pasje, ulubione rozrywki, tylko czasu brakowało na ich realizację. Spróbujmy do nich powrócić. I – jeśli mamy męża, partnera – zadbajmy także o niego. Mężczyźni są mniej otwarci emocjonalnie od kobiet, ale dla nich rozstanie z dzieckiem także bywa bolesne.



Magda Wieteska
Kreator www - przetestuj za darmo